czerwone kuleczki w lesie

Owoce pik, czerwone pakowane po 12 sztuk. Średnica kuleczki to 1,5 cm. Drucik - 5cm. Dzięki elastycznemu drucikowi sprawdzą się przy ozdabianiu wianków, dekoracji świątecznych i wielu innych. Kuleczki posłużą również jako dekoracja na choinkę. Serdecznie zapraszamy do obejrzenia nowej oferty bożonarodzeniowej wyposażonej w Z czerwonymi owocami – przegląd roślin ogrodowych. W ogrodach sadzi się wiele roślin z czerwonymi owocami. Niektóre są jadalne, inne zaś trujące. Zawsze czerwone owoce zwracają uwagę. Rośliny z czerwonymi owocami są wspaniałą dekoracją ogrodu. Gdy w ogrodzie bawią się dzieci, lepiej wybierać jedynie te z owocami jadalnymi. GIRLANDA DEKORACYJNA. Idealna do zdobienia świątecznej choinki jak też wielu innych przedmiotów czy miejsc. Odporna na warunki atmosferyczne więc z powodzeniem może być wykorzystana do dekoracji na zewnątrz. Wspaniała dekoracja okna czy drzwi. Wykorzystana może zostać do tworzenia świątecznych stroików. Długość: 10 m. Średnica Jednym z ciekawszych doświadczeń na tym polu jest cytryniec chiński. To bardzo ciekawa roślina. Muszę się przyznać, że przez bardzo długi czas myślałem, że to cytrus. Nic bardziej mylnego:) Owoce tej rośliny to małe czerwone kuleczki. W smaku przypominają połączenie: cytryny, porzeczki i pieprzu - bardzo ciekawa kompozycja:) KULECZKI Z KORALIKÓW: najświeższe informacje, zdjęcia, video o KULECZKI Z KORALIKÓW; Re: jak zrobic koraliki??? Site De Rencontre Pour Ado Serieux. Wilcza jagoda to trujący owoc, który dziecko może łatwo pomylić ze zwykłymi jagodami. Warto wiedzieć, jak wygląda pokrzyk wilcza jagoda i gdzie najczęściej rosną te owoce, bo zjedzenie nawet 3-4 sztuk jest śmiertelnie niebezpieczne dla dziecka. Poznaj objawy zatrucia wilczą jagodą. Pokrzyk wilcza jagoda (określana również jako psianka, wilcza wiśnia, leśna tabaka, belladonna) to roślina, która dość często jest mylona z czarnymi jagodami. Choć ich owoce są do siebie podobne, sporo je różni. Wilcza jagoda powoduje groźne dla zdrowia i życia zatrucie. Koniecznie sprawdź na zdjęciach, jak wyglądają wilcze jagody i jak reagować na objawy zatrucia u dziecka. Pokrzyk wilcza jagoda: Jak wyglądają wilcze jagody? Wilcza jagoda: zdjęcia Gdzie rosną wilcze jagody? Objawy zatrucia wilczą jagodą Zatrucie wilczą jagodą: pierwsza pomoc Jak wyglądają wilcze jagody? Wilcza jagoda rośnie na dorastającym do 150 cm krzaku. Owoce pokrzyku wilczej jagody są słodkie, ale silnie trujące – dawka śmiertelna dla dziecka to tylko 3-4 zjedzone jagódki! Trująca jest cała roślina pokrzyku łącznie z korzeniem. Warto wiedzieć, że wilczą jagodę wykorzystuje się w medycynie – produkuje się z niej np. atropinę (używaną przez okulistów do badania oczu). Małe dzieci mogą mylić wilcze jagody ze zwykłymi jagodami, które w przeciwieństwie do wilczych jagód rosną nisko przy ziemi na małej krzewince. Uwaga, czarnych jagód także nie powinno się jeść prosto z krzaka ze względu na ryzyko bąblowicy! Wilcza jagoda: zdjęcia Na tych zdjęciach możesz zobaczyć, jak wygląda wilcza jagoda w naturze. Sprawdź dokładnie, jak rozpoznać kwiaty wilczej jagody oraz owoce wilczej jagody na krzaku. AdobeStock Dojrzałe owoce wilczej jagody (fot. Adobe Stock) AdobeStock Kwiaty wilczej jagody (fot. Adobe Stock) Gdzie rosną wilcze jagody? Wilcze jagody rosną głównie na południu Polski – w Małopolsce, na Lubelszczyźnie, Roztoczu, w Sudetach i Karpatach. Roślinę można spotkać w wilgotnych i zacienionych miejscach w lesie lub na jego obrzeżach. W czerwcu i lipcu pojawiają się na niej brązowo-fioletowe kwiaty w kształcie dzwoneczków. To z nich tworzą się zielone okrągłe kulki, które, dojrzewając, stają się czarnymi lśniącymi owocami. Uwaga, od 1957 roku pokrzyk wilcza jagoda jest w Polsce pod ochroną. Wilcza jagoda: jakie są objawy zatrucia? Zjedzenie owoców wilczej jagody grozi porażeniem układu nerwowego, oddechowego i naczynioruchowego. Jest to efekt działania zawartych w owocach substancji: atropiny, skopolaminy i hioscyjaminy. Skutkiem zatrucia może być śmierć. Dla osób dorosłych dawka śmiertelna to wilczych jagód, a dla dzieci – jedynie 3-4. Pierwsze objawy zatrucia wilczą jagodą pojawiają się po różnym czasie od zjedzenia – od 10-15 minut do kilku godzin. U osób zatrutych mogą wystąpić następujące symptomy: pobudzenie i euforia, gadatliwość, nienaturalne powiększenie źrenic, sucha, gorąca i czerwona skóra, halucynacje, problemy z widzeniem, utrata przytomności, zaburzenia oddychania, światłowstręt, nieskoordynowane ruchy, napady wściekłości, zaburzenia rytmu serca, które mogą prowadzić do zgonu. Pierwsza pomoc po zjedzeniu wilczych jagód Jeśli dziecko nie zjadło trującej rośliny, ale tylko jej dotykało lub zerwało, jak najszybciej dokładnie umyj mu ręce wodą i mydłem. W sytuacji, gdy podejrzewasz, że wzięło owoce wilczej jagody do ust: jak najszybciej wywołaj wymioty (np. podrażnij dziecku gardło łyżeczką), jedź z dzieckiem do szpitala, nie podawaj niczego do jedzenia i picia. Ważne! Wymiotów nie wolno prowokować, jeśli doszło do utraty przytomności. W szpitalu lekarze mogą podać leki odwracające działanie szkodliwych substancji, a w razie zaburzeń krążenia czy oddychania będą starali się ratować pacjentowi życie. Zobacz też: Barszcz Sosnowskiego – gdzie rośnie i jak wygląda? Zatrucia pokarmowe szczególnie groźne na wyjazdach Czy dzieci mogą jeść grzyby? Lista ofertzakończona 30 kwietnia 2022 o godzinie 23:00:00kup terazzakończona 30 kwietnia 2022 o godzinie 22:59:00kup terazzakończona 30 kwietnia 2022 o godzinie 21:12:48kup terazzakończona 30 kwietnia 2022 o godzinie 12:14:07kup terazzakończona 29 kwietnia 2022 o godzinie 14:30:19kup terazzakończona 29 kwietnia 2022 o godzinie 11:17:38kup terazzakończona 29 kwietnia 2022 o godzinie 02:11:43kup terazzakończona 29 kwietnia 2022 o godzinie 00:45:15kup terazzakończona 28 kwietnia 2022 o godzinie 22:28:31kup terazzakończona 28 kwietnia 2022 o godzinie 13:55:47kup terazzakończona 28 kwietnia 2022 o godzinie 09:24:14kup terazzakończona 28 kwietnia 2022 o godzinie 08:38:12kup terazzakończona 27 kwietnia 2022 o godzinie 21:13:23kup terazzakończona 27 kwietnia 2022 o godzinie 08:51:59kup terazzakończona 27 kwietnia 2022 o godzinie 07:11:54kup terazzakończona 27 kwietnia 2022 o godzinie 07:03:29kup terazzakończona 26 kwietnia 2022 o godzinie 20:03:33kup terazzakończona 26 kwietnia 2022 o godzinie 20:03:32kup terazzakończona 26 kwietnia 2022 o godzinie 20:03:11kup terazzakończona 26 kwietnia 2022 o godzinie 20:03:11kup terazzakończona 26 kwietnia 2022 o godzinie 09:20:17kup terazzakończona 26 kwietnia 2022 o godzinie 09:20:17kup terazzakończona 26 kwietnia 2022 o godzinie 08:02:59kup terazzakończona 26 kwietnia 2022 o godzinie 08:02:57kup terazzakończona 25 kwietnia 2022 o godzinie 20:26:13kup terazzakończona 25 kwietnia 2022 o godzinie 20:03:09kup terazzakończona 25 kwietnia 2022 o godzinie 17:38:02kup terazzakończona 25 kwietnia 2022 o godzinie 17:28:42kup terazzakończona 25 kwietnia 2022 o godzinie 17:17:53kup terazzakończona 25 kwietnia 2022 o godzinie 12:28:01kup terazzakończona 25 kwietnia 2022 o godzinie 12:28:01kup terazzakończona 25 kwietnia 2022 o godzinie 12:28:01kup terazzakończona 25 kwietnia 2022 o godzinie 12:28:01kup terazzakończona 25 kwietnia 2022 o godzinie 12:28:01kup terazzakończona 25 kwietnia 2022 o godzinie 12:28:01kup terazzakończona 25 kwietnia 2022 o godzinie 09:47:32kup terazzakończona 25 kwietnia 2022 o godzinie 09:43:13kup terazzakończona 25 kwietnia 2022 o godzinie 00:51:12kup terazzakończona 24 kwietnia 2022 o godzinie 21:20:10kup terazzakończona 24 kwietnia 2022 o godzinie 21:05:14kup terazzakończona 24 kwietnia 2022 o godzinie 14:19:26kup terazzakończona 24 kwietnia 2022 o godzinie 11:20:02kup terazzakończona 23 kwietnia 2022 o godzinie 21:47:48kup terazzakończona 23 kwietnia 2022 o godzinie 07:48:47kup terazzakończona 23 kwietnia 2022 o godzinie 07:29:34kup terazzakończona 23 kwietnia 2022 o godzinie 07:20:32kup terazzakończona 23 kwietnia 2022 o godzinie 07:16:31kup terazzakończona 23 kwietnia 2022 o godzinie 03:25:45kup terazzakończona 22 kwietnia 2022 o godzinie 01:14:33kup terazzakończona 22 kwietnia 2022 o godzinie 01:14:33kup terazzakończona 22 kwietnia 2022 o godzinie 00:10:38kup terazzakończona 21 kwietnia 2022 o godzinie 15:45:10kup terazzakończona 21 kwietnia 2022 o godzinie 14:09:22kup terazzakończona 21 kwietnia 2022 o godzinie 13:34:03kup terazzakończona 21 kwietnia 2022 o godzinie 13:32:46kup terazzakończona 21 kwietnia 2022 o godzinie 12:06:25kup terazzakończona 21 kwietnia 2022 o godzinie 12:02:57kup terazzakończona 21 kwietnia 2022 o godzinie 11:48:38kup terazzakończona 21 kwietnia 2022 o godzinie 11:30:23kup terazzakończona 21 kwietnia 2022 o godzinie 11:04:34kup teraz Scenariusz zajęć przedszkolnych Prowadząca: mgr A. B Data: r. Grupa wiekowa: 2,5 - 3 latki Temat kompleksowy: Zwierzęta przygotowują się do zimy Temat zajęć: Zabawy zwierząt leśnych Cel główny: - Kształtowanie sprawności fizycznej dzieci: zachęcanie i wdrażanie do uczestnictwa w zorganizowanych zabawach i zajęciach ruchowych w sali (PP. Cele kształcenia: - rozwijanie umiejętności formułowania krótkich wypowiedzi na temat poznanego środowiska przyrodniczego ( - rozwijanie umiejętności sensownego łączenia 2 obrazków w pary ( - rozwijanie umiejętności reagowania ruchem na zmiany tempa dźwięków: szybko-wolno ( - kształtowanie umiejętności wiązania opisu słownego z postacią ( - kształtowanie umiejętności prawidłowego poruszania się na czworaka, wykonywania klęku i siadu podpartego ( - doskonalenie umiejętności rozpoznawania i nazywania kolorów podstawowych ( - rozwijanie umiejętności liczenia w zakresie dostępnym dziecku ( - rozwijanie umiejętności odróżniania sformułowania prawdziwego od fałszywego Cele operacyjne: - dz. wie, w jaki sposób wybrane leśne zwierzęta przygotowują się do zimy - dz. potrafi przyporządkować emblematy ze zwierzętami do ich zimowych mieszkań - dz. potrafi dostosować swój sposób poruszania się do tempa wygrywanego na tamburynie- porusza się szybko lub wolno - dz. potrafi rozwiązać zagadkę słowną i podać nazwę zwierzęcia, którego ona dotyczy - dz. podejmuje próbę prawidłowego poruszania się na czworaka i wykonania klęku i siadu podpartego - dz. rozpoznaje i nazywa kolory podstawowe - dz. przelicza elementy w zakresie 5 - dz. potrafi odróżnić sformułowanie prawdziwe od fałszywego Metody pracy: - Metoda czynna: Ćwiczenia; Zadania stawiane dziecku; - Metoda słowna: Instrukcja i objaśnienia; Rozmowa; Zagadki - Metoda percepcyjna: Pokaz i obserwacja; Formy pracy: - Indywidualna - Zbiorowa Pomoce dydaktyczne: - nośnik z piosenkami: „Chrapu chrap”, „Sąsiadeczko, wiewióreczko”, „Jeżyk i liście” - tamburyno - treści zagadek słownych - emblematy: zwierząt (jeża, niedźwiedzia, wiewiórki); kolorowych kół (żółte, zielone, czerwone) - sylwety zimowych domów zwierząt: gawra, dziupla, kopiec liści - koła hula-hop w kolorach: żółty, zielony, czerwony, niebieski - woreczki gimnastyczne Przebieg zajęć: 1. "Kto mi powie..."- przypomnienie tematyki tygodniowej zajęć. N-l zadaje pytanie dzieciom : Kto mi powie, o czym w tym tygodniu rozmawiamy? Dzieci starają się udzielić odpowiedzi na postawione przez n-la pytanie. 2. "Zwierzęta szukają swoich domków"- zabawa ruchowa z wykorzystaniem emblematów i tamburyna i kół hula-hop Dzieci otrzymują emblematy ze zwierzętami: niedźwiedź, jeż, wiewiórka. Na dywanie rozłożone są koła hula-hop, wewnątrz których znajdują się ilustracje zimowych domów zwierząt: gawra, dziupla, kopiec liści. Dzieci-zwierzęta udają się na spacer po lesie i poruszają się w rytmie tamburyna: wolno, szybko. Na hasło: Zwierzęta szukają swoich domków, muszą zająć miejsce w odpowiednim kole: wiewiórka=dziupla, niedźwiedź=gawra, jeż=kopiec liści. 3."Jesteśmy zwierzętami z lasu"- zabawy ruchowo- naśladowcze Nauczyciel informuje dzieci, że za chwilę będą poruszały się jak poznane zwierzęta. Aby dowiedzieć się, jakim zwierzęciem będą, muszą rozwiązać zagadki. Zagadka nr 1Przez całą zimę mocno śpi. My go nie zbudzimy, bo się go boimy. "Niedźwiedzie na spacerze"- zabawa przy piosence "Chrapu chrap..." Z wykorzystaniem kół hula- hop. Dzieci- niedźwiedzie, poruszają się po sali na czworaka do piosenki. Na pauzę w muzyce i hasło "niedźwiedzie do gawr", dzieci zajmują miejsca w kołach hula-hop i "zasypiają", kładąc się na boku, z podkulonymi nogami. Zagadka nr 2 Ma rudą kitę po drzewach skacze. Zimą w swej dziupli, z głodu nie płacze. "Wiewiórka robi zapasy na zimę"- zabawa przy piosence "Sąsiadeczko wiewióreczko" Z wykorzystaniem emblematów z kolorami podstawowymi, kół hula-hop i woreczków. Na środku dywanu rozłożony jest koc-trawa. Na nim znajdują się woreczki- orzeszki. Dzieci otrzymują emblematy w kolorach podstawowych, takich samych jak kolory kół hula-hop. Dzieci-wiewiórki skaczą w siadzie podpartym do piosenki. Na pauzę w muzyce, zabierają woreczek-orzeszek i zanoszą go do dziupli- koła, w takim samym kolorze jak ich emblemat. Następnie, przeliczają, po ile orzeszków znajduje się w każdej dziupli i szacują, gdzie jest najwięcej, gdzie najmniej lub, że jest wszędzie po tyle samo. Zagadka 3Kolczaste ubranie nosi na swym grzbiecie, chowa się wśród liści co to? Czy już wiecie? "Jesteśmy jeżami"- zabawa przy piosence "Jeż i liście" Dzieci-jeże, w klęku podpartym przemieszczają się przy piosence, w dowolnych kierunkach po sali. Na pauzę w muzyce zwijają się w "kuleczki" i zasypiają. 4. „Prawda, fałsz”- zabawa słowna. Nauczyciel odczytuje zdania, dotyczące poznanych zwierząt, a dzieci udzielają odpowiedzi przy użyciu zwrotów: prawda/ fałsz. - Niedźwiedź zapada w sen zimowy. - Jeż gromadzi zapasy na zimę. - Wiewiórka mieszka w gawrze. - Jeż zbiera liście, by zbudować z nich zimowy domek. - Niedźwiedź mieszka w dziupli. - Wiewiórki gromadzą zapasy na zimę. Lech Witamy na forum! Posty: 2 Rejestracja: 2009-07-03, 08:47 Czerwce - kuleczki u nasady liści czereśni - zwalczanie Witam, może ktoś wie z jakiego powodu u nasady liści czereśni pojawiły sie czerwone kuleczki. Przeważnie po 2szt. czasami 3szt. Owe kuleczki cieszą się zainteresowaniem mrówek i wystepuja nawet przy bardzo młodych liściach. Wielkością są nieco mniejsze niż łepek zapałki. Drzewko jest młode, posadzone w jesieni ubiegłego roku. Dziękuję z góry za pomoc. Pozdrawiam Lech Dziewulski Załączniki rafaloku Administrator Posty: 1821 Rejestracja: 2007-12-06, 18:23 Post autor: rafaloku » 2009-07-03, 12:01 Wydaje mi się, że to mogą być mszyce. To by tłumaczyło zainteresowanie mrówek, bo te korzystają ze spadzi wydzielanej przez mszyce. Ale proszę aby ktoś jeszcze potwierdził bo nigdy jeszcze nie widziałem mszyc koloru czerwonego. Do oprysków jest sporo preparatów do wyboru. Jeżeli nie masz ochoty bawić się w przygotowanie roztworu do oprysku, to można wykorzystać amatorski "gotowiec" - ABC przeciwko szkodnikom na drzewach i krzewach owocowych AL Rafał Petrus Ekspert Posty: 6341 Rejestracja: 2008-01-20, 14:54 Re: Czerwce - kuleczki u nasady liści czereśni - zwalczanie Post autor: Petrus » 2018-04-17, 20:51 Podobne te czerwone narośla są też do larw garnusznicy bukowej. To lazwy muchówki, które właśnie pojawiają się na przełomie kwietnia i maja. Wystarczy oprysk właśnie teraz preparatem na szkodniki np. Fastac Niech ogród będzie moją pasją, wytchnieniem i odpoczynkiem. Pozdrawiam, Piotr. Moje rośliny ogrodowe Moje trawy ozdobne Zapraszam na moją stronę: | Wszystko o trawach ozdobnych | Projektowanie i wykonanie ogrodów | Doradztwo ogrodnicze | MaciekD Witamy na forum! Posty: 2 Rejestracja: 2020-05-11, 15:58 Re: Czerwce - kuleczki u nasady liści czereśni - zwalczanie Post autor: MaciekD » 2020-05-11, 16:11 Ja również się podepnę pod temat. Mam dokładnie identyczne kuleczki na czereśni (odmiana Rivan) posadzonej jesienią zeszłego roku. Robiłem oprysk miedzianem pod koniec marca/na początku kwietnia i topsinem. Następnie po poradzie w sklepie ogrodniczym robiłem oprysk środkiem na szkodniki (niestety nie pamiętam nazwy, ale nie był to zeon karate). Do dziś kulki nie zniknęły. Co więcej pojawiają się na każdym nowym liściu. Liście rosną duże, ale chciałbym zwalczyć tego szkodnika (cokolwiek to jest). W jaki sposób udało się go Wam zwalczyć? z góry dziękuję za pomoc. Załączniki MaciekD Witamy na forum! Posty: 2 Rejestracja: 2020-05-11, 15:58 Re: Czerwce - kuleczki u nasady liści czereśni - zwalczanie Post autor: MaciekD » 2020-05-15, 16:45 Witam. Mospilan, to był dokładnie preparat którym wcześniej robiłem oprysk (nie pamietalem nazwy jak pisałem poprzedni post, ale po tej odpowiedzi sobie przypomniałem). Zrobiłem jednak oprysk po raz kolejny i dalej się nic nie zmieniło. Nie dawało mi to spokoju i po wielu poszukiwaniach znalazłem, na innym forum, następująca odpowiedz, która tutaj wkleję, gdyż moze się komuś przydać: Narośla na ogonkach liściowych to nektarniki pozakwiatowe. Znajdują się one między innymi :na ogonkach liściowych - czereśnia,na spodniej stronie liści w kątach nerwów - katalpa, na łodydze - rącznik. Nektarniki nie zawsze są za zadanie wydalanie nadmiaru asymilatów(cukrów),które zwiększają nadmiernie ciśnienie osmotyczne w rolę owoców na czereśniach powoduje ich uaktywnienie. Aktywność nektarników wiąze się z ich nektarniki są odwiedzane przez mrówki i pszczoły. No i to się świetnie zgadza z moja sytuacja (młode drzewo, bez owoców, oderwanie kulek prawie nie możliwe bez uszkodzenia liścia, obecność mrówek). Pozdrawiam rafaloku Administrator Posty: 1821 Rejestracja: 2007-12-06, 18:23 Nie za bardzo wiem, od czego zacząć, choć specjalnie przeczytałem kilkadziesiąt takich historii. Z tego, co się zorientowałem w temacie, w mojej sytuacji nawet najbujniejsze, wygładzone kłamstwo nie zapewni mi tego, co sama szorstka prawda. Daruję sobie wmawianie w was, że to wszystko prawda, daruję sobie też wszystkie ozdobniki, jakie mogłyby zasugerować wam, że kłamię. To, co przeczytacie jest zapisem moich własnych słów, nagranych specjalnie po to, by je spisać. Starałem się ująć to wszystko tak, byście czytając dotrwali do końca tego tekstu. Zależy mi na tym. Czemu? Bo gdy skończycie czytać, staniemy się sobie bliżsi niż jacykolwiek inni ludzie na świecie. Mam czterdzieści pięć lat, ale geneza tego wszystkiego ukrywa się w czeluściach przeszłości. W roku 1973, gdy miałem siedem wiosen. PRL trzymał się jeszcze całkiem nieźle, ludzie dopiero dojrzewali do buntu przeciwko władzy… Ale nas to nie obchodziło. Ja i moi koledzy z podwórka byliśmy zgraną paczką. Trzy piaskownice, metalowa huśtawka, wyasfaltowany placyk służący nam za boisko (to nawet zabawne, graliśmy akurat tam, gdzie było najbardziej nierówno i najłatwiej było sobie zedrzeć kolana, ale jaką mieliśmy z tego uciechę!) i obowiązkowy trzepak – to wszystko wystarczyło nam w zupełności. To było nasze królestwo, w którym byliśmy rycerzami, miasto, którego broniliśmy jako milicjanci i preria, po której galopowaliśmy jak postaci z bonanzy. Tak jak dziś, tak i wtedy co jakiś czas panowały „bziki” na różnego rodzaju zabawki i gadżety, wtedy jeszcze często „importowane” przez krewnych z NRD lub po prostu z Pewexu. Raz były to klocki, innym razem resoraki (w sklepach nazywano je Matchbox, ale myśmy wiedzieli swoje). Jeszcze niedawno dzieci podobnie wariowały na punkcie „kapsli” z chipsów, pistoletów na plastikowe kulki czy naklejek z piłkarzami. Owego pamiętnego lata 1973 ojciec Marka Kowalesiuka przywiózł „z kontraktu” duży worek szklanych kulek. Marek nauczył się od niego gry „w kulki” i tak przygotowany wyszedł do nas na lwią część swojego prezentu za resoraki, naklejki, finkę i dwa flakony po perfumach i tylko ja zostałem bez kulek. Wtedy, w naszym domu, był trudny okres – mój wujek brał udział w protestach Grudnia 70’, przez co ojciec i matka systematycznie pozbawiani byli premii. Dopiero wychodziliśmy na prostą przez co nie miałem wielu rzeczy na wymianę. Tak naprawdę, gdy teraz o tym myślę, nie miałem niczego co mogłoby wtedy zainteresować moich kolegów. Pamiętam z jaką wściekłością przyjąłem ich odmowę podzielenia się ze mną kulkami. Krzyczałem na nich, wypominałem te wszystkie razy, gdy ja się z nimi dzieliłem, odwoływałem się do ich lojalności i współczucia. Nic nie pomagało i jak niepyszny wróciłem do domu parę minut po wyjściu młodego Kowalesiuka. Wiecie? Wtedy byłem pewien, że gdybym miał kulkę „na rozdanie” i „zbijacza”, ograłbym ich wszystkich. Po prostu wiedziałem, że mając dwie szklane kulki, w ciągu jednego dnia zdobędę je wszystkie. Niemal słyszałem ich prośby o podzielenie się skarbem, którego do niedawna sami mi bronili… To było to samo uczucie, które pojawia się zawsze gdy człowiek ma świadomość, że wielka okazja przechodzi mu koło nosa. Parszywa sprawa, wiecie o tym, prawda? Każdy choć raz w życiu odczuł coś takiego. Tamtego dnia, do tej pory pamiętam, że to było 17 czerwca, przez dwie godziny siedziałem obrażony na cały świat we wspólnym pokoju, moim i mojej pięcioletniej wtedy siostry, Marty. Mruczałem tylko pod nosem, że „jeszcze mnie popamiętają” i co jakiś czas rzucałem nienawistne spojrzenia na okno wychodzące na sobie na to pozwolić, bo rodzice wyszli z Martą do parku na spacer. Miesiąc wcześniej, z wielkimi oporami, dali mi moje pierwsze w życiu, własne klucze i mogłem wracać do domu kiedy tylko chciałem. Gdy tak złorzeczyłem i wyzłośliwiałem się w pustym mieszkaniu, w oko wpadła mi lalka siostry, Dorotka. Dostała ją od naszego dziadka dwa lata wcześniej. Pamiętam, że mówił wtedy, że kupił lalkę od „chyba ostatniego” cygańskiego taboru. PRL odebrał im prawo do tułaczki i zmusił do wegetacji w najgorszych poniemieckich ruderach („ach, ta cudna akcja produktywizacyjna!” – zachwycał się swego czasu kolega mojego taty, zapatrzony w system komunistyczny i historię jego „sukcesów”). Ci Cyganie, u których dziadek robił zakupy, mieli być ostatnimi wolnymi. Wtedy, gdy dawał jej lalkę, widziałem go po raz ostatni, dziś wiem, że umarł na zawał tydzień później. Lalka była szmaciana, ubrana w sukienkę z zasłony, ale głowę miała porcelanową, z osadzonymi w jakiś dziwny sposób oczami, będącymi wyraźnie osobną całością. Z jednego oka zaczynała złuszczać się farba, to właśnie ten drobiazg zwrócił wtedy moją uwagę. Przysięgam, że do dziś nie wiem jak to było zrobione, że dwie szklane kulki, pomalowane tylko na biało, z dorysowaną tęczówką i źrenicą trzymały się w środku porcelanowego, zbyt luźnego oczodołu. Po prostu tam były. Sam nie wiem, z bezrozumnej chęci wyładowania się, czy z dziecięcej ciekawości, podważyłem jej oczy nożem do masła z kuchni, wiecie, takim tępym nożykiem, który zawsze leży w zasięgu rąk dziecka, bo przecież nie da się nim zrobić sobie żadnej krzywdy. Operacja przebiegła czysto i szybko, a złuszczająca się jeszcze bardziej, zapewne pod wpływem moich operacji z nożem, farba odsłoniła dla mnie cudowną prawdę. Oto oboje oczu Dorotki okazały się szklanymi, czerwonymi kulkami! Możecie sobie wyobrazić szczęście siedmioletniego chłopca, gdy trafiła mu się taka gratka? Resztę dnia spędziłem na dworze ogrywając z kulek moich, wtedy już byłych jak się okazało, kolegów. Ani przez myśl mi nie przeszło, że mogłem zrobić coś w domu, gdy usłyszałem płacz siostry, zrozumiałem, że popsułem jej ukochaną zabawkę. Mała nie potrafiła pogodzić się z faktem, że „ktoś zrobił bubu lali!” i darła się wniebogłosy. Rzecz jasna nie przyznałem się do zniszczenia zabawki, nie chciałem oberwać ojcowskim założyli, że lalka spadła z łóżka i to wstrząs odebrał jej oczy, a ślepy los pchnął je pod jakiś mebel. Mnie się upiekło, a Marta przestała płakać dopiero po 22:00. Tej samej nocy umarła. To ja rano znalazłem jej ciało rozciągnięte wzdłuż progu naszego że dzieci mogą umrzeć, prawda?Niemowlaki potrafią zadławić się własnym językiem, trochę starsze dzieci umierają czasem od zbyt gwałtownego rośnięcia zębów, a moja siostra umarła od uderzenia w głowę. Tak powiedział lekarz, który rano pojawił się w naszym domu. Pamiętam, że dziwił się jeszcze, bo urazy jakich doznała Marta, wskazywały na to, że upadła głową w dół, jakby ktoś podniósł ją za nóżkę i po prostu upuścił. No, ale z dziećmi nigdy nic nie wiadomo. Mała chciała zapewne sięgnąć po coś, stanęła na krawędzi łóżka i upadła skręcając sobie kark. Wszystko musiało odbyć się w ciszy, bo ani ja, ani rodzice się nie obudziliśmy, chociaż głos płaczącego dziecka w blokach niesie się czasami przez dwie - trzy klatki i po kilka pięter. Jeszcze tego samego dnia, gdy już zabrali jej ciało, mój ojciec wyniósł na śmietnik wszystkie jej rzeczy i zabawki, nie wyłączając łóżka, z którego upadek ją zabił. Tata był prostym robotnikiem, tak radził sobie ze stratą – udawał, że ten kogo stracił nigdy nie istniał, a mama się na to godziła. Ten los nie ominął i bezokiej Dorotki. Została spakowana w karton z ubraniami i kilkoma innymi szmaciankami i przygotowana do wyniesienia. Gdy nikt nie patrzył, do tego samego kartonu wrzuciłem kulki które wyrwałem z jej oczodołów. Nie wiem czemu to zrobiłem, być może to był mój sposób na pożegnanie? A może chciałem tym gestem przeprosić siostrę? Naprawdę, dziś nie umiem powiedzieć o co mi wtedy chodziło. Tego samego dnia patrzyłem jak śmieciarka wywiozła wszystkie pamiątki po Martusi. Dorotka wróciła rok później. Gdy przyszedłem do domu ze szkoły, znalazłem ją pod drzwiami naszej klatki schodowej. Tak po prostu leżała sobie twarzą w dół. Bałem się jej, była niemym wspomnieniem śmierci mojej siostry, ale jakoś się przemogłem i podniosłem ją. Oboje oczu, choć już niepomalowanych żadną farbą, miała na swoich miejscach. Tak jak poprzednio, między oczodołami a szkłem je tworzącym była spora szpara i nie mam bladego pojęcia, jak one trzymały się w środku. Pamiętam, że chciałem ich dotknąć, sprawdzić, czy poczuję pod palcami zimne szkło, czy może raczej ciepło żywej istoty…Zaszokowany własnymi myślami upuściłem ją. Zastanawiałem się wtedy, czy takie pomysły, że lalka może żyć, były efektem ciągłych kłótni rodziców i tego, że mama płakała nocami. Byłem jednak za młody, by roztrząsać takie sprawy, kopnąłem więc Dorotkę jak najdalej od drzwi i wbiegłem do domu marząc o tym, by o niej ranem znalazłem mieszkałem w pokoju który wcześniej zajmowaliśmy z siostrą, choć rodzice przenieśli się do tego bliżej drzwi wejściowych i mojej sypialni, chyba chcieli mieć mnie „na oku”. Tak jak za życia Marty, co wieczór drzwi zamykał ojciec. Tak jak kiedyś, co rano sam je otwierałem, żeby biec obudzić rodziców. Wtedy, tamtego dnia, nie pobiegłem. Drogę do pokoju rodziców tarasowały białe jak śnieg zwłoki kobiety, która osiem lat wcześniej mnie urodziła. Jej zwłoki i olbrzymia, to pamiętam aż za dobrze, kałuża krwi w kształcie umiem dziś powiedzieć czy to ten widok odebrał mi zdolność ruchu, czy raczej była to para szklanych, czerwonych kulek patrzących na mnie z porcelanowej twarzy lalki, opartej o ścianę przy drzwiach do pokoju rodziców w taki sposób, że wyglądała jakby tam i gapiłem się w te cholerne kulki (znam lepsze słowo na ich opisanie, ale nie chcę, by moja historia zniknęła z sieci) i myślałem tylko o jednym, żeby ojciec nie obudził się tego dnia sam. Nie chciałem by zobaczył Dorotkę. W końcu przełamałem blokadę, która odcięła mój umysł od ciała. Przeskoczyłem w węższym miejscu nad kałużą krwi (nie wyobrażacie sobie nawet, jak pachnie taka ilość posoki naraz - źle zrobiłem, że w czasie skoku nabrałem nosem powietrza do płuc, do dziś czuję, jakbym miał je całe pokryte rdzą, gdy o tym myślę), chwyciłem lalkę za blond włosy i niewiele myśląc wparowałem do kuchni. Było lato, okno było otwarte, a tuż za nim było wejście do zsypu na śmieci, którym wynoszono pełne kubły. Wiecznie był tam bajzel i nikt nie zdziwiłby się, gdyby pojawiło się tam jeszcze więcej klamotów (dla niektórych wynoszenie śmieci AŻ do klapy zsypu, będącego AŻ na klatce schodowej było zbyt trudne i skracali sobie ten nieprzyjemny obowiązek wrzucając pełne worki z okien), dlatego nie namyślałem się upiorną, ale zaskakująco czystą jak na rok „nieobecności w domu” szmaciankę i słuchałem, jak gruchnęła na kartony trzy piętra niżej. Dopiero potem pobiegłem obudzić i pogotowie stwierdzili jednogłośnie – samobójstwo z powodu utraty córki. Wbrew temu, co się teraz mówi, w PRL-u też żyli ludzie. W ciągu jednego dnia ojciec dostał pozwolenie na przeprowadzkę i transport na drugi koniec kraju, do swojego brata. Wyprowadziliśmy się z zaledwie czterema walizkami ubrań. Nigdy nie wróciliśmy po nasze meble czy resztę rzeczy. Ojciec wolał udawać, że tamtego życia nigdy nie miałem tylko nadzieję, że Dorotka została w tamtym mieszkaniu. Płonne były te moje nadzieje. W 1984, wracając ze szkoły z Anią, znów ją zobaczyłem. Leżała na ulicy, obok kartonowych pudeł udających na tamtej ulicy kosze na śmieci, a tuż obok jej gałgankowej nóżki leżał gołąb z odgryzioną głową. Dziś myślę, że krew tego ptaka nie chciała jej dotknąć. Zupełnie jakby wszystko co związane z życiem odrzucało samą możliwość kontaktu z tym cholerstwem. Podobnie reagują ludzie widząc kaleki z widocznymi ułomnościami, ze świecą w ręku szukać kogoś, kto ośmieli się dotknąć kikuta, nawet przez ubranie. „To takie nienaturalne” – pomyśli każdy, kto znajdzie się w tak paskudnej sytuacji, prawda?Zresztą nieważne, to nie zmienia prostego faktu, ze ona tam leżała. Leżała na cholernym chodniku, na drugim końcu kraju, gdzie nie miała prawa być, bo przecież została w mieście, w którym pochowaliśmy mamę i Martę. Jak więc było to możliwe? To nie było możliwe, ale działo się na moich wtedy moja sympatia, pierwsza i zapewne ostatnia, nie mogła nie zauważyć, że zmartwiałem na środku chodnika. Z tego co mi potem mówiła, bo mój mózg zignorował najwyraźniej jej słowa, zażartowała wtedy, czy aby nie wdepnąłem w psią kupę. Dobry Boże, jak ja chciałbym, żeby tak właśnie było, żeby te cholerne czerwone kulki nie patrzyły na mnie i żeby to wszystko było tylko moim chorym wymysłem! Niestety, było w jej domu, wyjaśniłem jej wszystko. Opowiedziałem o tym jak umarła moja matka i siostra, przyznałem się też, jej pierwszej, że to ja zepsułem Dorotkę. Nie powiedziałem jej tylko jednego, że naprawdę wierzę, że ta lalka mnie prześladuje. Nie powiedziałem jej tego, ale i tak się mi wtedy całusa, takiego słodkiego, koleżeńskiego całusa w policzek, jaki dziewczyny w podstawówkach dają kujonom, którzy wyznają im cichcem miłość. Widywałem takie sceny, bo mieszkaliśmy wtedy bardzo blisko podstawówki imienia Janka Krasickiego. Powiedziała, że to we mnie właśnie kocha, to, że zawsze będę dzieckiem. To był pierwszy i jedyny raz gdy wyznała mi miłość. Zrobiła to, jak mi się wydaje, żeby podnieść mnie na duchu, żebym nie czuł się tak parszywie. Tak o tym myślałem, gdy wychodziłem z jej bramy i szedłem w stronę swojego bloku; mieszkałem niecałe trzydzieści metrów dalej, w innym dnia Dorotka leżała pod schodami prowadzącymi do klatki, w której mieszkała Ania. Widziałem ją, słońce odbijało się od szkła zastępującego jej oczy. Widziałem ją, ale nic nie zrobiłem, nie chciałem nic robić. Zbyt paraliżował mnie strach i wstyd, bo tylko to trwało we mnie, gdy patrzyłem na tę przeklętą porcelanową głowę z blond kłakami. Następnego dnia Ania już nie żyła. Samobójstwo, skok z okna. Tak po prostu, jakby to była codzienność. Milicja rzecz jasna mnie przesłuchała, ale chyba nie wpadli na to, by powiązać trzy tajemnicze zgony z moją osobą, zwłaszcza, że w normalnych okolicznościach nic by ich nie widziałem jej ciało. Widziałem je, bo je znalazłem – znów. Wstałem wcześniej, tuż przed świtem, bo chciałem sprawdzić co u Ani, upewnić się, że moje tchórzostwo niczego nie tuż pod swoim własnym oknem, choć dzieliło ją od niego dziewięć pięter. Wokół głowy miała aureolę z krwi i czegoś szarego, co z trudem zidentyfikowałem jako mózg – musiał wypłynąć przez uszy i nos, bo nadal widać było zasychające strużki. Wszystkie szwy jej luźniej, różowej piżamy pękły, a dookoła jej sylwetki powstał odrys z wyciekłej jakąś tajemniczą drogą gdy ją zabierali, słyszałem komentarz jednego z ratowników medycznych, brzmiał obrzydliwie, ale i w jakiś sposób perwersyjnie zabawnie. Powiedział coś w stylu „Trochę jak żelka, nic twardego w środku chyba nie zostało”. Nieomal się wtedy zaśmiałem. Gdy następnego dnia lalka pojawiła się pod moją bramą, wszystkie swoje oszczędności i trochę ubrań i jeszcze tego samego dnia wsiadłem w pociąg, nie wiedząc nawet gdzie jedzie. Chciałem po prostu uciec, jak najdalej od tego koszmaru o czerwonych nie szukał mnie. Chyba zastosował „swoją” metodę radzenia sobie z żalem po stracie, zaczął udawać, że nie istniałem. Trzy lata temu słyszałem, że że odpuszczę sobie opisywanie wszystkich moich przeżyć na przestrzeni lat. Jest tego zbyt wiele, a ja nie mam już za dużo czasu – ledwo do zmroku. Skrócę więc, najbardziej jak potrafię, tak, by nie pozbawić tej historii sensu. Przez kolejne lata przeprowadziłem szereg… można powiedzieć eksperymentów, o tym jednak potem. Moja, jak nazywają to ludzie mnie znający, obsesja na punkcie zabawek pozwoliła mi zgromadzić całkiem pokaźną wiedzę na ich temat. Dzięki temu dostałem moją pierwszą pracę, przy linii produkcyjnej klocków drewnianych, a potem było coraz lepiej. Stałem się „specem od pomysłów” na kolejne modele i formy zabawek dla „małych ludzi” jak mawiał nasz dyrektor w już „wolnej” Polsce. Moja renoma pozwala mi na wiele, przede wszystkim na ukrycie faktu, że nie mam żadnego konkretnego wykształcenia. Pozwala mi to też na przebieranie w ofertach pracy i kolejne przeprowadzki. Udało mi się ustalić, że o ile nie jest tuż obok mnie, o ile nie widzę jej pod moim domem, Dorotka przemieszcza się średnio trzydzieści metrów na dzień. Tyle przynajmniej wynika z moich wyliczeń, ale ja nigdy nie byłem dobry z rachunków (między moim „starym” i „nowym” domem było w zaokrągleniu 109 km i 590 m, przebycie tej odległości zajęło jej 10 lat). Wiem też, że zabija tylko w nocy, pierwszą osobę jaką znajdzie w mieszkaniu, w którym akurat mieszkam. Ten fakt jest niezaprzeczalny, sprawdziłem to na dziesięciu z górką bezdomnych, których śmierć kupowała mi dzień potrzebny na spakowanie najważniejszych rzeczy i przeprowadzkę. Wiecie, przez te wszystkie lata stałem się tyloma osobami… Poważanym specjalistą od projektowania zabawek, zaszczutym uciekinierem, zaprawionym „sprzątaczem” ciał… I wszystko to przez jeden błąd, jedną lalkę. Zabawne? Tak, mnie też to nie bawi. Wracając jednak do sprawy Dorotki – nie ograniczyłem się tylko do sprawdzania prędkości jej przemieszczania się i sposobu działania. To byłoby głupstwo z mojej strony, trochę tak, jakbym badał temperaturę pożaru szalejącego dookoła mnie i nie myślał nawet nad szukaniem drogi wszystkim starałem się dotrzeć do informacji o tym kto to draństwo stworzył i po co. Jedyne, czego się dowiedziałem, to że tego typu porcelanowe głowy były produkowane w Austro-Węgrach, w ostatnich latach istnienia tego państwa. Były częściami zabawek produkowanych ręcznie dla bogaczy i szlachty. Zapewne przodkowie Cyganów, u których Dorotkę kupił mój dziadek, wygrzebali głowę lalki w jakimś śmietniku, bowiem cała reszta lalki była produkcji „czysto ludowej”, jak to określił mój znajomy z Muzeum Zabawek i Zabawy w Kielcach. W praktyce znaczyło to tyle, że ktoś do gotowej głowy dorobił ciało z gałganów i ubrał w sukienkę, także swojej produkcji. Co ważne dla mnie, oczy też musiały być produkcji chałupniczej, bo w oryginalnej głowie osadzane były nie szklane, ale drewniane, wykonywane na wymiar i malowane gałki. Drugą rzeczą jakiej dowiedziałem się o moim przekleństwie był fakt, że ścigał i zabijał każdego komu o nim powiedziałem. Działa przy tym identycznie jak w moim przypadku, najpierw „idzie” do tego kogoś z określoną prędkością, pojawia się pewnego dnia pod drzwiami bramy, w której ten ktoś mieszka, a w nocy zabija pierwszą osobę jaką znajdzie w tym mieszkaniu. Jeśli nie trafi za pierwszym razem, będzie zabijać do chwili, aż znajdzie tego po kogo przyszła i ruszy znów po mnie, lub kolejną ofiarę znającą prawdę. W każdym razie, na tego, kto będzie bliżej niej w chwili śmierci kolejnej ofiary. Zabija różnie. Czasem jest to wypadek, czasem wygląda na samobójstwo, dwa razy policja znalazła ślady walki i uznała, że ma do czynienia z pozwala też wyjechać z kraju. Próbowałem wielokrotnie, samochody psują się i są kradzione, w samolotach do których usiłuję wsiąść ogłaszane są alarmy bombowe, mój paszport jest cofany lub uznawany za fałszywkę… Nie próbowałem jeszcze tylko podróży statkiem, ale to bardziej z powodu (podświadomej raczej) pewności, że i to zawiedzie. I teraz dowiecie się najważniejszego – tego co chcę wam powiedzieć od początku tego wywodu, od wczoraj wiem, że zabija również tych, którzy dowiedzą się o niej przez Internet. Jednak tu nie działa, sam nie wiem czemu, „prawo wyboru kolejnej ofiary” – jak nazwałem fakt, że rusza na każdą kolejną ofiarę z chwilą zabicia poprzedniej. Gdy dowiadujesz się o niej z sieci, tak jak teraz, w jakiś niewytłumaczalny sposób idzie wprost na Ciebie, Ciebie i każdego innego, kto wie o niej z sieci na raz. Tak, owszem. Zrobiłem Ci to. Zrobiłem to wam wszystkim, którzy dobrnęliście do tego zdania. Dziś jest na końcu ulicy Bocznej we Wrocławiu, pamiętajcie, że porusza się zawsze w linii prostej i ze stałą prędkością! Widzicie? Mówiłem, teraz jesteśmy sobie bliżsi niż jacykolwiek inni ludzie na świecie, poluje na nas. Niedługo się ściemni, a to mój ostatni dzień w tym mieszkaniu. Dziś widziałem ją pod drzwiami klatki schodowej, a nie udało mi się znaleźć żadnego bezdomnego, chętnego na nocleg przy moich drzwiach. Powodzenia i życzcie mi tego samego, teraz jedziemy na tym samym wózku. Cieszę się, że jesteście ze mną, miło mieć towarzystwo.

czerwone kuleczki w lesie